Natalia, jej córka Daryna i wnuczka Alisa są z Kijowa. W życiu przed wojną Natalia prowadziła małą kawiarnię, a Daria piekła tam pierniki. Natalia nie wierzyła w to, że może zacząć się wojna, a nawet przekonywała o tym znajomych. „Awaryjnej walizki” nie pakowała.
Kiedy zaczęła się wojna, Natalia wraz z kolegami przeprowadziła się z centrum Kijowa do biura w piwnicy na obrzeżu miasta. W mieszkaniu pozostał kot.
Czwartego dnia zdecydowały się na wyjazd. „Moje dzieci były załamane. W piwnicy zrobiło się nieznośnie, ciężko było to wszystko słuchać i obserwować. Wyszłam do sklepu, gdy na zewnątrz pojawiło się słońce, a jak wróciłam, to córka powiedziała, że to koniec, mamo, wyjeżdżamy. Nie wiedziałyśmy dokąd”.
Kobieta opowiada, że usiąść na pociąg było ciężko – tłumy ludzi, nie dało się wejść do wagonu. Do przedziału zmieściło się aż 15 osób, stojących i leżących. Natalia jest pewna, że one miały szczęście, ponieważ wielu ludzi jechało w dużo gorszych warunkach. Do Lwowa Natalia z rodziną dotarła za trzy dni: najpierw były Cherniwci – Natalia nie zdążyła zorientować się, w jakim kierunku jechał pociąg, dopiero stąd pojechały do Lwowa.
Dziś Natalia i jej rodzina mieszkają w ośrodku, który wolontariusze urządzili w klubie sportowym. Adres podpowiedzieli koledzy córki. W przestrzennej sali są miejsca dla 170 osób: cała przestrzeń jest wypełniona piętrowymi łóżkami. Także w ośrodku jest prysznic, ubikacja, kuchnia; wolontariusze regularnie przywożą jedzenie.
Pozostawiając Kijów, Natalia pojechała prawie bez rzeczy.
„Nie byłyśmy spakowane, zabrałyśmy tylko to, co było z nami w piwnicy. Wrzuciłam do torby pendrive ze zdjęciami i tyle. Chyba że dla wnuczki miałyśmy więcej: ciepłe sweterki, kurtki. Teraz jestem w koszulce, która wzięłam właśnie tutaj – w ośrodku”.
Razem z rodziną siedzi w ośrodku, rozmawia z dzieciakami, ogląda wiadomości, wyprowadza na spacer psa, którego zostawili inni uchodźcy. Przebywanie ze zwierzęciem daje ulgę. Najważniejsze jest to, że córka i wnuczka znajdują się przy niej.
Po tym jak odetchną w schronie Natalia z dziewczynami planują jechać do Mukaczewa albo jakiegoś innego miasta na Zakarpaciu. „Nie wiemy, gdzie mamy jechać. Goni nas strach. Oby z dala od wojny, – rozmyśla kobieta. – Jesteśmy przestraszone. Najbardziej boję się o dzieci”.
Marzeniem Natalii w tej chwili jest tylko pokój. Mówi, że nie spodziewała się, że ludzie tak się zjednoczą: „W takiej sytuacji przeżyjemy, to już zrozumiałyśmy. Oby tylko był pokój”.