Switlana jest wykładowcą języka angielskiego w Narodowym Uniwersytecie Awiacji. Jej dom znajduje się w Fastowie, w obwodzie kijowskim. Dzień przed rozpoczęciem wojny kobieta wysiała w domu nasiona pieprzu. A jeszcze chodziła z mężem na zakupy – kupowała ciastka. Pomyśleć nie mogła, iż one przydadzą się tak szybko.
W Fastowie, gdzie mieszkała Switlana, póki co spokojnie, w przeciwieństwie od sąsiedniego miasta Wasylkowa. Tak, czasami tam wygłaszają alarm i ludzie schodzą do piwnic. Prawdziwych schronisk jest jedno czy dwa na miasto. ”Dla mnie decyzja o wyjeździe była w ogóle nieoczekiwana” – mówi Switlana. – Moja przyjaciółka z ”Korpusu pokoju”, z którą kiedyś współpracowałyśmy, powiedziała, że jest możliwość pojechać do Krakowa. Moj mąż wyruszył na dworzec i cudem zdobył bilety do Lwowa. Gdyby biletów nie było, pewnie byśmy nie pojechali’’.
Switlana zabrała ze sobą czternastoletniego syna. Mąż został w Fastowie.
Z rzeczy Switlana zdążyła zabrać jedynie ubrania, ciastka, rzeczy pierwszej potrzeby. Przed pandemia z mężem zaczęli podróżować po świecie i kolekcjonować drobne upominki. Pierw myślała wziąć je ze sobą, aczkolwiek stwierdziła nie brać zbędnego.
28 lutego Switlana przyjechała do Lwowa. Dzień wyglądał tak: przyjechali, zobaczyli mnóstwo ludzi na dworcu kolejowym, zatem ruszyli na dworzec autobusowy. Tam również był tłum. Switlana nabyła bilety do Krakowa. Potem z synem wyjechali do mieszkania, trochę wypoczęli. Następnego dnia zarejestrowali się jako osoby przemieszczone i wyprowadzili się z mieszkania do schronu.
‘’Wiecie co, nigdy w swoim życiu nie myślałam, że to się stanie. Kiedyś radziecki pisarz Wiktor Szenderowicz powiedział iż ludziom ciężko jest uwierzyć w to co przekracza granice ich doświadczenia. Myślałam, że tak jest. Później zaczęłam przypuszczać cokolwiek’’.
Switlana nadal utrzymuje kontakt z kolegami, których dużo zostało w Kijowie. Jej najlepsza przyjaciółka została w Kijowie ze starszymi rodzicami, których nie wolno pozostawiać bez opieki. Kolejna koleżanka wyjechała z dziećmi, a jej mąż został w Kijowie.
‘’Ktoś pisał, że ludzie, z którymi utrzymujecie kontakt w tej chwili, są waszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Podpisuję się pod tymi słowami’’.
Switlana rozumie – wojna może być trwała. Ale chce się jej tylko, żeby ludzie nie ginęli a miasta się jakoś odbudują.
‘’Przez wiele lat nie płakałam, a teraz już powoli zaczęłam – mówi Switlana. – Zwłaszcza kiedy myślę o bracie, mamie, mężu… Lecz w pierwszej kolejności muszę dbać o swoje dziecko. Mój syn jest bardzo zadomowiony i wszystko, co się dzieje wokół niego, jest dla niego nieprawdopodobne. Teraz marzę jedynie o tym, żeby nie było wojny. Kiedy nasze babcie wygłaszały tost :’’Oby nie było wojny’’, to się wydawało takim dziwnym. Przecież jaka może być wojna w 21 wieku?’’